sobota, 18 października 2014

Krakowskie przedpołudnie

Dziś zaplanowaliśmy bardziej luźny dzień. Plan był taki żeby na drzemkę F wrócić do hotelu bo inaczej ciężko. 
Aż do kawy dzień wyglądał tak samo jak wczoraj. Na rynku szykował się koncert upamiętniający rocznicę wybuchu I Wojny. Niemieccy trębacz robili rozgrzewkę - popijali polskie piwko. 

Postanowiliśmy zwiedzić Wawel od środka. Po 20 min w kolejce kupiłam bilet na królewskie komnaty reprezentacyjne - opcja bez konieczności korzystania z przymusowego  przewodnika. W końcu dosłownie  "oblecieliśmy" wszystkie sale bo F postanowił wchodzić pod wszystkie sznurki, chciał usiąść na tronie, a jak mu nie pozwaliśmy to reagował głośnym krzykiem niezadowolenia. Efekt: dłużej stałam po bilet niż oglądałam sale :) 


Nauczeni dniem wczorajszym poszliśmy na wczesny obiad do knajpki Karma. Tam zjedliśmy pyszny obiad. Nawet B smakowało risotto z leśnymi grzybami i krem z papryki. Na wynos wzięłam ciasto daktylowe. I przydało się. F zmęczony zasnal mi na rękach i nie dało się go odłożyć do wózka. Pół godziny nosiłam moje słodkie 12kg wtulone we mnie. Bicepsy mam ze skały ale za to brak wyrzutów sumienia co do zjedzonego słodkiego ciastka. Właśnie je skończyłam. Teraz zdrzemne się z chłopakami,  a jak się obudzimy to dodamy kilka fotek. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz