wtorek, 10 czerwca 2014

Takie tam: B&B longaśna  cz.1  

Jeżdżąc po Anglii i Szkocji w dużej mierze korzystamy z opcji BnB, czyli nocowania w domach u prywatnych ludzi i dzielimy z nimi ich przestrzeń życiową. Idealne dla takich "towarzyskich" typów jak my, nieprawdaż? :) Nie mniej jednak, jest to tanie i daje dużo możliwości jak np. poznawanie ciekawych osób, a przy tym mamy okazję na własnej skórze doświadczyć różnych rzeczywistości.
I tak: 1. W domu w Westcott (w Łaskocie, jak to mówimy) był Lukas i jego tata. Co chwilę była okazja, żeby podszlifować język. Tak jak już wspomniałam small talk jest tutaj musem kulturowym. Wiem już, że Pan na stacji benzynowej ma 2 miesięczne dziecko, że sąsiad ma dwie dziewczynki, które chciały by tylko dostawać prezenty, a pan w budce z kebabem był w Zakopanym i w przyszłym tygodniu jedzie na Słowacje itd. itp. cały czas się gada i gada.  
Ale wracając do Lukasa i jego taty. Tata Lukasa, cały wolny czas spędza w kuchni. Wałkuje ciasto, nożyczkami odcina nadmiar tłuszczu z bekonu, z resztek z pieczonego kurczaka robi kanapki, a z kości gotuje bulion. Ogólnie testuje różne przepisy. Lukas znalazł w swojej imponującej kolekcji książkę z przepisami z Europy wschodniej. Z polskich przepisów były naleśniki, uszka i pierogi leniwe. Gdy spytałam się Lukasa kto namalował obrazy, które wiszą w holu okazało się, że to byłej żony taty, nowego męża brat, a może byłej żony, byłego męża żona... nie pamiętam :) Lukas jest Austryjakiem. Z zawodu fotograf ale teraz zajmuje się farmą i tuczy świnkę Olafa, którą dopieszcza, by na jesień zjeść. Nawet mojemu wegetariańskiemu sercu nie żal tej świnki. Olaf ma piękny wybieg, dobre jedzonko, miłe towarzystwo. W ogrodzie Panowie hodują swoje warzywa, a tych których nie mają kupują na eko-farmie. Lukas mówił, że jeszcze rok poprowadzi BnB, a potem może otworzy austryjacką knajpkę. Także gdyby się ktoś wybierał to się spieszyć!  
2. Drugich gospodarzy nie poznaliśmy. Najpierw napisali nam wiadomość, że nie mogą nas przyjąć bo ich nie będzie i nie będzie miał kto zmienić pościeli dla gości w niedzielę. Ale po krótkiej namowie i zagwarantowaniu, że my te pościel zmienimy, Pani się zgodziła. Klucze do jej szeregowca zostawiła w altanie ogrodowej, w której było nasze łóżko. Chatka, była tak wielka, że po rozłożeniu kanapy nie było więcej miejsca. Do łazienki i do kuchni chodziliśmy do ich domku -typowego szeregowca klasy średniej.  


\
3. I już myślałam, że większej tendencji zniżkowej nie będziemy mieć, a tu niespodzianka. Dotarliśmy do smutnego miasta Birmingham. Nie mieliśmy w planach zwiedzania, bo nic ciekawego tam nie ma, więc od razu udaliśmy się do noclegu w dzielnicy arabsko-afrykańskiej. Okolica przypomina przedmieścia amerykańskich miast, rodem jak z Szybkich i wściekłych. Susan przyjechała na rowerze w niemieckiej kurtce wojskowej - mieliśmy tylko nadzieję, że to nie jakaś neonazistka, ale skoro żyjemy oznacza, że albo nas oszczędziła albo źle ją oceniliśmy. Trochę dziwna kobietka. Chyba liczyła, że dotrzymamy jej więcej towarzystwa. Jej dom to istna graciarnia. Kasety wideo, kasety magnetofonowe, kuchenka z lat 60. A wszystko w ciągłym użyciu! Szkoda, że takie zaniedbane i zakurzone. Ale pokój i łóżko było czyste, a to najważniejsze. No i ostatni komentarz dotyczy wanny. Dwa kurki i brak słuchawki...grrrr


  4. No i ostatni na dziś opis. Granica z Szkocją. Mur Hadriana. Nocleg u Madlaine. Bardzo miła Pani. U niej czuje się najswobodniej.


Chyba się uzależniamy od tego sposobu podróżowania. Jest tyle różnych opcji. Od luksusów do przyczep kempingowych na 4 metrowym drzewie - aż trudno się oprzeć:


Zwiedzanie staje się jeszcze większą niewiadomą.

Cdn...

4 komentarze:

  1. I tak podróże rozwijają i kształcą:-)
    Macie zaufanie do "niewiadomej". To dobrze.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak to jest, że nawet największe graty, teoretycznie zużyte, meble trącące poprzednią epoka, na mitycznym "zachodzie" wyglądają lepiej i bardziej stylowo niż w nowo wybudowanych/wyremontowanych polskich domach (ale i w ogóle wschodnioeuropejskich).
    Wiecie o czym mówię. Gusta, jakość?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może faktycznie coś w tym jest, choć na żywo nie wyglądają one tak dobrze jak na zdjęciach :) W Birmingham naprawdę było brudno, a do tego na parterze te stare graty były nasiąknięte smrodem dymu papierosowego...

      Usuń
    2. zdjęcia czynią cuda... albo fotografowie :) sam wiesz.

      Usuń