środa, 18 lutego 2015

Szklarska Poręba


Jesteśmy w Szklarskiej Porębie. Jesteśmy my, czyli ja, B, F oraz Krzak i Królik (użyję pseudonimów, żeby nie zdradzać nazwisk ;) ) Jest czarno-biało. Raz tak, raz siak. Franek najwidoczniej potrzebuje trochę czasu na aklimatyzację i oswojenie się z nową rzeczywistością. Dziś jest już dobrze ale pierwsze dwa dni nie należały do najlżejszych :(

Zacznijmy od początku.

Tak minęła nam podróż:



W poniedziałek od rana pojechaliśmy nad wodospad Szklarka. Po krótkim spacerku dotarliśmy na miejsce, gdzie woda robiła BAM. Zachęceni ładnym widokiem postanowiliśmy wejść po schodach na wyżej położony punkt widokowy. Hyc Hyc i byliśmy do góry. Jak się potem okazało wejście było o wiele łatwiejsze niż zejście. Błażej zjechał na swoich super przyczepnych butach a ja z F. powolutku zeszliśmy na dół. W drodze do auta znaleźliśmy super sopelki, które F. bardzo chętnie urywał i zbijał. Okazało się, że chyba nie daliśmy mu się nacieszyć sopelkami i odpowiednio pożegnać no i żal, że odjeżdżamy był bardzo bardzo duży. Potem B poszedł na narty, a F padł i spał 3 godziny. Po południu poszliśmy coś zjeść na miasto. Jestem zdegustowana knajpkami. Skóra B jest w okropnym stanie, a F nie chciał nawet nic skubnąć z naszego talerza. Dopiero wczoraj odkryłam, że w kawiarni hotelu Kryształ mają też dania obiadowe. Pierogi razowe z soczewicą i kotleciki jaglane z ratatoullie - wyśmienite. Zaletą kawiarni jest też kącik z zabawkami choć Franek bardzo przeżywał, że nie może wynieść BRUMA. A z gotowaniem przenieśliśmy się do kuchni naszej "willi".







Kolejnego dnia zaczęliśmy od wycieczki do Świątyni Wang. Byłam już tam kiedyś, ale najlepiej pamiętam to miejsce z puzzli, które dostałam kiedyś od mamy i ułożyłam chyba ze sto razy. Ciekawe co się z nimi stało? Bardzo klimatyczne miejsce. Piękne o każdej porze roku. Droga z parkingu była dość trudna. Pan parkingowy zapewniał, że z sankami bez problemu dotrzemy. Tylko F. nie do końca chciał na tych sankach jeździć. Woli je pchać, a pod tę górę się nie dało. Więc mama Franka APA, a tata sanki APA. Na płaskim F. dał się ze mną pociągnąć przez B, a na końcu gdy było z górki zjechał z tatą pod samą świątynię. W drodze powrotnej spróbowaliśmy zjechać w trójkę na sankach, ale z powodu braku hamowania zrezygnowałam i znów Franka APA, a tata sankami na krechę na Parking. W drodze powrotnej zahaczyliśmy o ptaszarnię: kaczki, strusie, pawie i inne ptactwo. F zachwycony. Tylko znów problem, że trzeba się z tymi ptaszkami pożegnać. Więc robiliśmy PA PA każdemu ptaszkowi z osobna i jakoś się udało. Po południe, tak samo jak dzień wcześniej: patrz wyżej.









Dzisiaj w poszukiwaniu koników wyruszyliśmy na polanę Jakuszycką. Z braku koni pojechaliśmy do Harachowa. Skocznia imponująca. Jechaliśmy z myślą zakupów, ale w sklepach nic ciekawego nie znaleźliśmy. Kiedyś tyle fajnych rzeczy się przywoziło, a teraz nic czego u nas nie ma. W drodze do domu, na parkingu nad wodospad Kamieńczyk znaleźliśmy wreszcie konia. Nakarmiliśmy jabłuszkami i F dał się namówić na przejażdżkę kuligiem. Było bardzo przyjemnie. Tylko niestety gardło mi trochę od wczoraj dokucza :( Leczę się swoim ulubionym remedium w postaci imbiru i jest o wiele lepiej.





5 komentarzy:

  1. Szklarska i Karpacz to zawsze dobry wybór. Co prawda byłam tam kilkanaście razy, a to z dziadkami w dzieciństwie, a to z wycieczkami jako nauczyciel, a to na obozach jogi, ale Samotnia, światynia Wang zawsze są urokliwe.

    Franek, jak zawsze, wie, czego chce:-)

    Podejrzewam, że puzzle zostały mhm... "posprzątane"...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj wie wie czego chce. Nie wspominałam, że w Światyni Wang większość czasu zajeły mu próby wejścia do fontanny :)

      Usuń
  2. Fajnie tam macie..:D super, że jest biało, a nie tylko czarno..:D / Magda

    OdpowiedzUsuń
  3. Góry mają swój urok zarówno latem, jak i zimą (-:

    Są dobre dla kogoś, kto ma dobrą kondycje do chodzenia...

    Pamiętam jak my byliśmy w Szklarskiej w lutym 2014 , to niektóre szlaki były takie, że po pokonaniu ich wykańczały, ale daliśmy rade (-:


    Teraz, to można powiedzieć, że Franek został prawdziwym turystą (-:

    Tylko musicie uważać, żeby Franek nie wywołał czasem lawiny swoim krzykiem jak sie zbuntuje przeciwko jakiejś rzeczy... , haha (-:

    Świeże, górskie powietrze dobrze mu zrobi. (-:


    Razem z babcią widzieliśmy zdjęcia, babcia cała rozradowana (-:

    Pewnie najbardziej czeka na powrót Franka...

    W sumie dobrze, że ma zajęcie (-:

    Fajnie, że jest śnieg - dodaje uroku zdjęciom (-:

    Pozdrawiamy z bezśnieżnej i chłodnej fermy (-:

    Babcia i Filip

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tą lawiną to nawet prawdopodobne :)
      Ja bardzo lubie chodzic po górach, w ogóle mnie to nie męczy. Może mam tę miłość do gór wrodzoną, a może rodzice mnie zarazili jak byłam mała. W każdym razie jak mam chodzić z F. na plechach to już nie jest ze mnie taki chojrak.

      Usuń