środa, 10 lipca 2013

Berlin, Berlin....

DZIEŃ 1
W ramach oszczędnych podróży, ostatni weekend postanowiliśmy spędzić w stolicy naszych zachodnich sąsiadów. Berlin, odwiedzany przez nas od lat, nadal zaskakuje nowymi atrakcjami. Po zakupieniu wszelkich niezbędnych ubezpieczeń w razie w... w czwartkowy wieczór wsiedliśmy w auto i 3h później byliśmy na miejscu. Oczywiście na kolację obowiązkowo kebab (a może kebap??, nigdy nie jestem pewna pisowni, ale chyba nawet Turcy nie do końca sami wiedzą). Ja zjadłam wersję  z wegetariańskim falafelem, czyli z klopsikami z ciecierzycy, takiego białego groszku. Nie wiem co w tym jest, ale w Polsce nie da się zjeść tak dobrego kebaba. U nas jest to przeważnie buła z mało aromatycznym mięsem, nasiąknięta sosem, z gotową surówką, która w połowie jedzenia wycieka dołem. Tam, jest to pyszna chrupiąca turecka bułka z sezamem, posmarowana aromatycznym sosem, z odpowiednią ilością sałaty lodowej, modrej kapusty,cebuli i pomidora. Dla mięsożerców do wyboru kurczak, lub baranina. Wszystko jest idealnie skomponowane. Dlaczego w Polsce się tak nie da... nie rozumiem? Chyba za bardzo komplikujemy coś co z natury ma być proste. Po obżarstwie, wieczór spędziliśmy na kanapie, oglądając IV część Gwiezdnych Wojen.

DZIEŃ 2
Kolejnego dnia pochodziliśmy po berlińskim zoo i akwarium. Nie dosyć, że zwierząt co nie miara to jeszcze w takiej odległości, że można je ze spokojem podziwiać - ostatnio, dla odmiany,  na wycieczce w poznańskim zoo widzieliśmy zaledwie ogon tygrysa i gdzieś w oddali gło
wę żyrafy.  Ponieważ kupiliśmy bilet łączony nie mogliśmy zrobić sobie przerwy między wizytą w parku a akwarium i wyjść zjeść coś normalnego, jak np. kebab :) Dlatego trzeba było się zadowolić najdroższym na świecie curry wurstem, lub sałatką. Po zakupach w realu, i nakupieniu całej kolekcji izotonicznych bezalkoholowych piw, odbył się seans Gwiezdnych Wojen cz. V.


Trochę zwierzątek: dużych i małych...














 
 i małe co nieceo...



DZIEŃ 3
Następny dzień zaczęliśmy od Classic Remise. Jest to rodzaj warsztatu, przechowalni i komisu luksusowych, klasycznych i drogich aut w jednym. W eleganckiej hali z jednej strony znajdowały się stanowiska do naprawy samochodów, podzielone w zależności od marki. Jeden był np. dla Mercedesów,  inny dla Alfa Romeo, a jeszcze kolejny dla amerykańskich marek. Mechanicy, narzędzia i same pomieszczenia były sterylnie czyste. Na środku znajdował się piętrowy parking dla aut, oraz metalowa kładka, z której można było je podziwiać. 







Następnie poszliśmy na spacerek po parku przy pałacu Charlottenburg.  Na obiad dorwaliśmy bardzo fajną turecką knajpkę, gdzie najedliśmy się za cały dzień -  zamówiłam pyszny grillowany serek halloumi i w końcu spróbowałam kaszy bulgur, którą potem zakupiłam w realu "na wynos".









Po krótkim odpoczynku, trawiąc obiad na kanapie pojechaliśmy do centrum do  Hackesche Höfe. Jest to mały labirynt uroczych dziedzińców, które tętnią życiem. W dzień pełną parą działają pracownie krawieckie, boutiki i  sklepy z rękodziełami.  W nocy rozświetlone są przeróżne knajpki, darmowe kina i inne eventy. Daliśmy się namówić na coś w stylu pokazu pt. "Monstershow" (http://www.monsterkabinett.de/), gdzie straszyły nas przeróżne konstrukcje ruszających się  potworów.












DZIEŃ 4
Przed powrotem do domu, wstąpiliśmy do Japonii, Chin, na Bliski Wschód i na Bali.... A tak dokładnie odwiedziliśmy ogrody tematyczne Gärten der Welt.

Bali:


 Ogród Chrześcijański:

 Chiny:



 Labirynt:

Ogród orientalny:




2 komentarze:

  1. Mmmm.......zabierzcie mnie kiedyś ze sobą.....Pozdrawiam.
    Marzena.

    OdpowiedzUsuń
  2. No cóż mam pisać:) Te zdjęcia potwierdzają tylko, że nasz wybór był słuszny:) Zwierzaki cudowne, a miejsca magiczne, czy to codzienny Berlin, czy warsztat pięknych starych samochodów, Charlottenburg zachwycający swoją "historycznością", podróż przez ogrody Wschodu orientalna i pobudzająca zmysły...Wasza Trójka promieniejąca...trzymamy z Anią za Was kciuki...za początek drogi rodzicielskiej:) Pozdrawiam /S.

    OdpowiedzUsuń