To się dziś rozpiszę. Nie mamy tu na razie nic innego do roboty...
Dotarliśmy do hotelu. Godzina jazdy od lotniska. Klimat bajkowy, ciepłe, świeże powietrze. Wszędzie palmy. Tylko pada a raczej leje. Prawdziwy ciepły tropikalny czy mosumowy deszcz - zwał jak zwał - ale za to nie nosimy na marne kurtek przeciwdeszczowych.
Co najważniejsze ludzie wydają się być bardzo mili.
Od razu podwineliśmy spodnie i ruszyliśmy w poszukiwaniu jedzenia. W knajpie B. zamówił miskę suchego ryżu :( a ja rybne curry z mleczkiem kokosowym :). Kucharz zniknął na chwilę i przybiegł z koszykiem pełnym swieżych ryb, wyciągnął jedną, może się jeszcze nawet ruszała- i zapytał czy może być?
Napotkaliśmy też pierwsze komary - przynajmniej zakup malrone i offa się opłacił.
to rzeczywiście może odpocznijcie troszkę, a dla Błażeja idealny teraz ten ryż, po takiej dietce powinno być już tylko lepiej...z doświadczenia to wiem...dużo zdrówka Błażeju!!!/żona Ernesta
OdpowiedzUsuńDziękuję, dziękuję, ryż + xifaksan, do tego trochę odpoczynku i mam nadzieję że będzie dobrze...
UsuńPozdrawiam,
/B
P.S. Z niecierpliwością czekamy na dalsze relacje i zdjęcia:) Tak mnie natchnęliście Waszą podróżą, że już wymyślam podróż na "wakacje zimowe" :)/żona Ernesta
OdpowiedzUsuńTo ciekawe gdzie...? Nie będziecie czasem potrzebować fotografa i blogerki? Zgłaszamy swoją kandydaturę.
Usuńzdecydowanie będzie nam takich właśnie osób trzeba;) Porozmawiamy o szczegółach jak wrócicie:)
UsuńSuchy ryż to najlepszy wybór:-) Odpocznijcie obydwoje, przed Wami jeszcze kawał drogi...
OdpowiedzUsuń