I znów miejsce które wymyśliliśmy całkowicie przypadkowo - na
koniec naszej wyprawy trafiliśmy do angielskiego odpowiednika Kołobrzegu. W
końcu udało się trochę odsapnąć. Franek wniebowzięty, na plaży 3 godziny bawił
się kamieniami. Ludzie nad wodą grilluja, dobrze się bawią. Po prostu pięknie.
Wyjazd przyniósł nam wiele przemyśleń i wniosków co do naszego
życia codziennego - postaramy się je skutecznie wprowadzić.
A co do samej wyprawy... Na pewno była to jedna z bardziej hard-core'owych w
stylu. Niby cywilizowany kraj, ale dużo miejsc, znaczne odległości, mało czasu i do tego bobas.
Wspaniały towarzysz, ale trochę komplikujący osobnik. Jak ktoś zazdrościł nam
odpoczynku, to nie ma czego - jesteśmy bardzo zmęczeni. Zadowoleni, ale
zmęczeni :-) Mimo, że dobrze cały wyjazd zaplanowaliśmy, było chyba bardziej
intensywnie jak w Indiach. Nie wiem dlaczego, ale porównanie z Indiami ciągle
mi się nasuwa. Z resztą cała Anglia przepleciona jest motywami indyjskimi, a z
kolei w Indiach pełno było brytyjskich naleciałości.
Teraz idziemy jeszcze na ostatni spacer w kierunku Brighton Pier i chwilę poplażować, żeby zebrać siły przed długą podróżą. Po po powrocie wrzucimy jeszcze kilka interesujących zdjęć tego miejsca.