Od początku wyprawy, będąc w
Delhi, mieliśmy w głowie opowieści moich rodziców o ich pobycie w Indiach,
których słuchałem z otwartą buzią od dzieciaka. Ich podróż miała miejsce
dokładnie 25 lat temu – w 1987 roku. Chcieliśmy poświęcić trochę czasu na podążanie
ich śladami, obserwując jednocześnie jak ten świat zmienił się po tym czasie.
Najtrudniejszym etapem tej wędrówki było odnalezienie miejsca gdzie mieszkali i
gdzie robili interesy. Do osiągnięcia tego celu dysponowaliśmy jedynie kilkoma
zdjęciami wnętrza hotelu i dwoma fotografiami ulicy, wykonanymi przez mojego
tatę z okna lub tarasu owego lokum. Poza tym wiedzieliśmy jedynie, że właścicielem
tamtego miejsca był człowiek o imieniu Kumar (tutejszy odpowiednik polskiego
Kowalskiego), a także że interesy robili z człowiekiem na którego mówiono
Misiek. Informacje mało precyzyjne jak na jedenasto milionową aglomerację.
Pełni nadziei, spacerując w tą i z powrotem główną ulicą, Main Bazar Road,
rozglądaliśmy się wypatrując znanego nam z fotografii widoku. Szukaliśmy też
opisywanego przez moją mamę „rondka” – na długości całej ulicy ronda jednak nie
było, był jedynie mały plac, przy którym
wcześniej mieszkaliśmy. Zdjęcia wrzucone
na telefon, aby pokazywać tubylcom pytając o drogę też na wiele się nie zdały.
Dziś, po powrocie rikszą z
zakupów, podczas przechodzenia przez ulicę, zmierzając do knajpy na obiad, Asia
dostrzegła charakterystyczny dach znany nam dokładnie ze starych slajdów. Tak –
to było to miejsce. Ulica ta to jedna z wielu odchodzących od Main Bazar Road,
więc szanse mieliśmy niewielkie, a jednak – udało się! Po szybkim przymierzeniu
się do spojrzenia na otaczającą nas rzeczywistość poprzez aparat z przeliczoną
ogniskową obiektywu taty założonego na Zenitha, dostrzegliśmy hotel Relax. Nazwa
ta mi była bliska, nie wiem skąd, nie wiem kiedy, ale w momencie gdy usłyszałem
te słowa w moich myślach, wiedziałem że jesteśmy we właściwym miejscu. Niezwłocznie
udaliśmy się do środka, opowiedzieliśmy naszą historię pani w recepcji, a ta
pozwoliła nam się rozejrzeć po hotelu. Udaliśmy się na taras na drugim piętrze –
to było to, widok identyczny jak na slajdzie. To w tym miejscu musieli stać moi
rodzice w 1987 roku. Z okna, piętro niżej, wykonane było drugie ze zdjęć jakimi
dysponowaliśmy. Chwile pokręciliśmy się po hotelu, nie odpowiadał on co prawda
opisowi – musiał od tego czasu przejść gruntowną przebudowę, dzięki którym standard
znacznie się podniósł. Po zapoznaniu się z miejscem wróciliśmy do recepcji,
dopytując o interesujące nas szczegóły. Pani zadzwoniła do swojego szefa,
Kumara, który zgodził się na spotkanie. Jeden w pracowników hotelu zaprowadził
nas do właściciela. Ten przywitał nas po polsku: „dzień dobry”! Niestety więcej
języka nie pamiętał, więc musieliśmy się przerzucić na angielski. Pytaliśmy o
Miśka, niestety jest już „out of bussines”. Zrobiliśmy sobie z panem Kumarem
pamiątkowe zdjęcie i na tym kończy się ta sentymentalna opowieść. Niesamowite,
że udało nam się tutaj dotrzeć. Poniżej, zamieszczam zestawienie zdjęć – tych starych
i tych współczesnych.
Niesamowite, że udało Wam się znaleźć miejsce. A jeszcze bardziej niesamowite to, że po 25 latach Kumar ciągle tam jest:-)
OdpowiedzUsuńBardzo pozytwny post. Zacząłem się zastanawiać jak analogiczna sytuacja wyglądała by w polszy i szybko na tym poprzestałem;)
OdpowiedzUsuńJestem pod wielkim wrażeniem..odbiera mowę jak patrzy się na to co było 25 lat temu i jak jest dziś. Bardzo wzruszający post. Swoją drogą standard hotelu o niebo lepszy, tylko ulica prawie ta sama:) Zestawienie tych samych miejsc w różnych latach robi piorunujące wrażenie. Podziwiam i gratuluję zawziętości w poszukiwaniach. /S/
OdpowiedzUsuń